LĘBORK
Ulica Staromiejska (24.07.2000 r.)
Moi rodzice pochodzą z Lubelszczyzny. Ojciec z Trawnik, matka z Garbowa.
Ja urodziłem się w Lęborku (niem. Lauenburg).
Jak to się stało? Rodzice poznali się
w szkole handlowej w Nałęczowie. Po wojnie, jako młode małżeństwo, otrzymali pracę
w Gdyni w jakimś sklepie. Mieszkali w kawalerce. Gdy matka zaszła w ciążę, rozpoczęli
staranie o większe mieszkanie. Zaproponowano im pracę i większy lokal w Lęborku.
Były to tzw. Ziemie Odzyskane. Od wojska otrzymali samochód na przeprowadzkę i swoim
skromnym dobytkiem pojechali do Lęborka, przekonani, że wejdą do opuszczonego
poniemieckiego mieszkania. Tymczasem okazało się, że mieszkanie zamieszkałe jest
przez niemiecką rodzinę. Rodzice czekali na dole a żołnierze sprowadzili dotychczasowych
lokatorów. Każdy wyszedł z jakimś pakunkiem. Tylko tyle mogli zabrać ze sobą.
Przechodzili obok stojących rodziców. Matka opowiadała, że nie wiedziała, gdzie oczy
schować. W chwili nieuwagi żołnierzy Niemka spytała, czy może jeszcze wrócić, bo na
górze ma jeszcze jeden bagaż. Oczywiście, matka zgodziła się. Niemka ta, już z samochodu,
zdążyła w podzięce podać sporo ciuszków
dziecięcych. Matka była wtedy w zaawansowanej ciąży. Niemców wywieziono gdzieś
tą samą ciężarówką. W ten sposób rodzice weszli
w posiadanie całkowicie umeblowanego i wyposażonego mieszkania a ja
docierałem już wkrótce ciuszki po nieznanym mi niemieckim dziecku. Jakie były losy
niemieckiej rodziny, poprzednich lokatorów? Tego pewnie nigdy się nie dowiem.
Z tego wyposażenia pamiętam bardzo ładną zastawę stołową i pięknie wydany na
kredowym papierze, w płóciennej oprawie album o niemieckiej przyrodzie.
Rodzice po trzech, czy czterech latach wyprowadzili się z Lęborka do Trawnik.
Panowała wtedy obawa, wręcz psychoza, przed powrotem Niemców, którzy jakoby mieli
"wrócić na swoje". Nie wiele rzeczy zabrali ze sobą. Prawdopodobnie sprzedali, co
się dało. Do dziś zachowały się z tamtego wyposażenia tylko dwa obrazy - jeden wisi
w moim mieszkaniu, drugi jest u mojej siostry.
Obraz, pamiątka z Lęborka, sygn. Jung.
Ten obraz, też z Lęborka, znajduje się u mojej siostry. Zdjęcie powtórzę przy najbliższej okazji ale bez lampy, by uniknąć tych paskudnych refleksów. 9.09.2001 r.
Z Lęborka pamiętam niewiele.
Piekarnię po przeciwnej stronie ulicy (nieco na lewo),
palące się wióry wywożone z fabryki beczek(?), spacery po lesie z Heńkiem Gorącym
- synem sąsiadów z dołu,
24.07.2000 r.
wyprawę na stację i ogromne koła lokomotywy. I to chyba tyle.
Łeba, plaża. Ten najmłodszy to ja na kolanach ojca. Mama pierwsza z prawej. Ok. 1949 (album rodz.)
Pamiętam też wyjazdy na plażę w Łebie, choć samej plaży ani morza nie
pamiętam ani trochę. Mieszkaliśmy na ulicy Aliantów 8, na pierwszym piętrze, drzwi na prawo.
Później zmieniono jej nazwę na Róży Luksemburg, teraz, jeśli dobrze pamiętam, nazywa się Mściwoja II.
Za czasów niemieckich była to Memeler Straße)
Moja ulica i dom rodzinny w Lęborku (27.08.1988 r.).
Ponownie do Lęborka pojechałem ponad dwadzieścia lat później. W 1974 lub 1975 roku.
Nie wiem jak to się stało, ale bezbłędnie trafiłem na swoją ulicę. Odwiedziłem wtedy
państwa Gorących, kiedyś sąsiadów z dołu. Mieszkali już gdzie indziej i byli w bardzo
podeszłym wieku.
Państwo Gorący. (arch. rodz.)
Pani Gorąca popłakała się ze wzruszenia. Podobno bardzo mnie lubiła
a ja u nich spędzałem całe dnie. Lębork odwiedzam kiedy się da. Za każdym razem muszę
obowiązkowo przespacerować się ulicą Staromiejską i zrobić zakupy u Wenty. Kto zna
Lębork, wie o czym mówię.
Miasto jest coraz piękniejsze. Chociaż rynek został zabudowany fatalnie. Ale takie
wstrętne budownictwo socrealistyczne obowiązywało jeszcze nie tak dawno temu. Natomiast nowe
budynki bardzo sensownie są zaprojektowane i pięknie wkomponowują się w starą architekturę.
Nie wiele jej, niestety zostało. Lębork bardzo ucierpiał w wyniku działań wojennych.
Mam tylko pretensję do władz Lęborka za zniszczenie cmentarza niemieckiego w centrum
miasta. Komu on przeszkadzał? Asfalt lepszy od starych drzew?
Strona o Lęborku
|