Jan Waryszak
Od dziecka słyszałem o obozie w Trawnikach. Wtedy to słowo kojarzyło mi się z pustym, rozległym placem za roszarnią.
Na terenie byłej cukrowni i obozu w latach pięćdziesiątych funkcjonowała roszarnia. Bawiliśmy się tam godzinami
biegając wokół olbrzymich stert konopi. Dla nas było to tylko fajne miejsce zabaw, nie kojarzące się z niczym
szczególnym. Dopiero później zaczął do mnie docierać rzeczywisty charakter tego miejsca. I strzępy opowieści o tych,
co ukradkiem podrzucali jedzenie więźniom, i o tych, co handlowali żywnością. Wreszcie przerażające opowieści
o likwidacji obozu.
Zastanawiałem się niejednokrotnie, jak to mogło być, że nikt nikogo nie ukrył, nikogo nie uratowano. Ale ktoś taki był.
Uratował Żyda a według niektórych relacji nawet dwóch. Zrobił to mimowolnie, ale fakt pozostaje faktem. Tym
sprawiedliwym był Jan Waryszak, właściciel piekarni produkującej pieczywo na potrzeby obozu.
Jan Waryszak. Lata międzywojenne
Do pomocy miał
przydzielonych kilku żydowskich piekarzy, więźniów z obozu. W dniu likwidacji obozu, 3 listopada 1943 roku,
o świcie pojawiło się kilku esesmanów, by więźniów zabrać. Dwóch z nich, mimo dokładnego przeszukania wszystkich
pomieszczeń, nie udało się odnaleźć. Czas naglił, więc esesmani zabrali więźniów, zakładając zapewne, że prędzej czy
później ci dwaj i tak wpadną w ich ręce. Likwidacja obozu, a mówiąc wprost, rozstrzeliwanie kilku tysięcy Żydów trwało
cały dzień. Dopiero następnego dnia, gdy wszystko ucichło (wokół obozu głośniki ze skoczną muzyką bezskutecznie
próbowały zagłuszać serie z karabinów maszynowych) okazało się, dwaj poszukiwani Żydzi schowali się pod schodami za
piecem chlebowym. Było tam mało miejsca a sporo rupieci.
Syn Jana Waryszaka, Mieczysław, pokazuje schody, pod którymi schowali się Żydzi. Dodatkowo były przysłonięte nieistniejącym już piecem chlebowym. 25.09.2001
Gdzieś pod nimi skryli się tak skutecznie, że nikt ich nie
znalazł. Później skryli się w pobliskiej stercie słomy, zapewne by nie narażać gospodarza. Przez ileś dni, trudno już
dzisiaj ustalić jak długo, Jan Waryszak dostarczał im jedzenie. Tylko tyle i aż tyle. Nie wydał ich, a za
przechowywanie Żyda groziło wtedy natychmiastowe rozstrzelanie.
Po jakimś czasie Żydzi zniknęli. Nie wiadomo jakie były ich dalsze losy. Jedno jest pewne. Jeden z nich odwiedził p.
Waryszaka. Pan Waryszak był już wtedy poważnie chory i wkrótce potem zmarł.
Dom Jana Waryszaka. W lewej części domu była piekarnia. 28.08.2001
Pan Waryszak zasłużył na medal "Sprawiedliwy wśród narodów świata" przyznawany przez Yad Vashem. Niestety, nie ma
żadnych świadków z tamtych czasów. Co zrozumiałe. Nikt się takimi zdarzeniami nie chwalił. Nie wiadomo nic o
uratowanym. Może już nie żyje.
|